Wbrew pozorom, które stwarza nazwa tego przybytku, jest to czysto wegetariańska restauracja. Nie znajdziecie tu ani grama mięsa, a już na pewno nie króliczego. Ale w zamian za to, personel poczęstuje was prawdziwie domowymi obiadami, przy których nikt nie ucierpiał. No... zbyt nie ucierpiał. Nikt nie umarł przy ich zrobieniu! Właściciel od początku istnienia restauracji, starał się, by wchodząc do niej klienci czuli się jak u własnej mamy. Rolę punktu zwrotnego odgrywa tutaj kominek, na którym zawsze się coś gotuje. Tak! Część rzeczy jest tworzona na oczach klientów, także zapach jest o wiele silniejszy niż w innych tego typu lokalach, a i ci którzy raz do niego weszli wracają z uśmiechem na ustach.
Wyszedł na zakupy, musiał kupić parę potrzebnych rzeczy do domu, ale zanim zdecydował się coś kupić zaburczało mu w brzuchu. Był głodny, a zapachy co chwilę drażniły jego nos, wiec w końcu nie wytrzymał. Nazwa z początku mu nie odpowiadała, on i mięso, wszedł jednak z ciekawości. Zapachy domowych obiadów sprawiły, że jeszcze bardziej zgłodniał. Po krótkim wywiadzie zamówił sobie sporą porcję obiadu, a czekanie na talerz z posiłkiem dłużyła mu się niemiłosiernie. Gdy już dostał upragnione danie bez namysłu zabrał się za jedzenie. Chwilę mu to zajęło, a gdy skończył poprosił o dokładkę. Te treningi w tygodniu naprawdę odbijały się człowiekowi na apetycie tylko szkoda, że nie urośnie już wyższy.
A co robił Ray? Chłopak jak zwykle poświęcał czas jakimś niezbyt rozważnym rzeczom. Latał na swojej ważce nad Miastem Królewskim, aż w końcu wylądował na dachu jednego z niższych budynków wykonanych w pełni z patyków. Tak dużym owadem lądować w tłumie było ciężko zatem takie miejsca były najlepsze. Zeskoczył z Ilin i dotknął dłonią jej skrzydła. Jej bo to ta ważka, ale w sumie był to on. Wskazywało na to ubarwienie. Mimo to odnosił się jak do płci... przeciwnej jemu. - Leć poluj, wróć niedługo. - przesłał myśl do jej umysłu i odsunął się, ta od razu wzbiła się w powietrze i ruszyła gdzieś w tylko jej znanym kierunku. Białowłosy nie miał pojęcia czy rozumie ile to jest "niedługo", ale zawsze wracała całkiem szybko, nie dłużej niż po godzinie - dwóch zatem nie było problemu. Celem tego zwiadowcy teraz było napełnienie żołądka, a więc nie zapomniał o swojej towarzyszce, która też musiała zjeść trochę komarów, much czy innych tego typu smakołyków. Jak dla kogo. Ray brzydził się jedzeniem mięsa, ale nie dlatego, że mu nie smakowało. Wbrew pozorom nie było najgorsze, ale on zwyczajnie nie mógł zabijać zwierząt. Był Siryanem, znał ich myśli i wiedział, że 90% z nich nie chce niczego złego. Wracając jednak do właściwego tematu - zeskoczył kilkoma sprawnymi ruchami z dachu i już był na jednej z bocznych uliczek. Przeszedł się kawałek i zauważył szyld, dosyć znany mu, gdyż gościł tutaj nie raz. Wszedł do środka bez chwili namysłu i uśmiechnął się jeszcze bardziej niż ma to w zwyczaju. Zapach gotowanych potraw nad kominkiem sprawiał, że miejsce to miało tak dobrą opinię. Od razu podszedł do szynkwasu gdzie zamówił swoją ulubioną potrawkę ze słodkich malin i kwaśnych wiśni, a następnie rozglądnął się za miejscem. Nie było jakoś tłoczno, mógł usiąść sam, ale po co? Może przecież kogoś poznać. Rozejrzał się jeszcze raz i ujrzał dosyć rzucającą się w oczy postać przez jedną cechę wyglądu - kreski pod oczami. Podszedł do stolika i nawet nie pytając się usiadł naprzeciwko z przyjaznym uśmiechem. - Cześć! Na nikogo nie czekasz, prawda? Bo tak się dosiadłem, samemu nudno się je. - powiedział przyglądając się mu. - Jestem Ray, miło poznać. - dodał po chwili podając dłoń do uściśnięcia nad stołem.
Zajadał się dokładką i gdy skończył rozważał jeszcze trzecią. Już nie chodziło o to czy jest głodny, po prostu mu smakowało. Musi zacząć tu przychodzić częściej, nie było to nawet jakoś daleko. Koniec końcem zdecydował się zamówić jeszcze jedną porcję, tym razem coś z innego dania. Teraz już mógł poczekać na spokojnie, w sumie miał czas, żony nie miał, dzieci nie płakały, dziewczyna nie grymasiła, z sąsiadami jakoś blisko też nie żył, a rodzice o tej porze i tak byli zajęci. Do wieczora może robić co chce, albo i dłużej póki nie padnie z nóg. Zanim dostał trzecią porcję przysiadł się do niego białowłosy. Uśmiechnął się na jego słowa i uścisnął mu dłoń. - Nie, tylko na kolejną porcję - odparł luźno - Ciebie również, Elviar - wymienił uprzejmości. On tam był otwarty na nowe znajomość, zawsze lepiej z kimś pogadać jak siedzieć samemu. Nawet jeśeli więcej się nie spotkają.
Chłopak po uściśnięciu dłoni rozsiadł się na krześle, które swoją drogą było solidne. Zrobione nie z byle jakich patyczków, a z porządnych kawałków drewna, może nawet z samej kłody, która została przerobiona na właśnie ten mebel. Przyglądnął się dokładniej Elviarowi i dostrzegł opaskę na ręce, taką, którą nosi Oddział Elitarny. Jednak była to mniej fascynująca sprawa niż jego kreski pod oczami. Pochylił się bardziej do przodu i swoim wskazującym palcem przejechał od swojego oka w dół po skórze zaznaczając o co mu chodzi. - Te kreski malujesz sobie? - zapytał bez nawet krzty skrępowania. Ray nie był z tych ludzi, którzy mieliby opory zapytać o cokolwiek znając kogoś kilka sekund. Najpierw robił, później myślał i tak niestety było zawsze, nawet w sytuacjach, w których powinien jednak zachować trochę rozwagi. - Wygląda świetnie, tak... tajemniczo. - powiedział z uśmiechem i nagle została mu przyniesiona jego potrawa. Dosłownie z iskierkami, płomyczkami czy czymś innym pięknie święcącym w oczach spojrzał na swoje danie. Jego ulubione jedzenie. Chwycił za metalowe sztućce, którymi jadł tylko tutaj, gdyż w domu miał drewniane i jeszcze zanim zaczął jeść spojrzał na Elviara. - Smacznego! - powiedział dosyć głośno i rozpoczął wchłanianie swojej potrawki, która za każdym razem smakowała równie wspaniale. Po chwili zatrzymał się spoglądając znów na nowo poznaną osobę. - Dużo jesz, aż tak ciężko jest w Oddziale Elitarnym? - zapytał z czystej ciekawości. Nie wiedział o nich wiele, nawet nie chciał tam dołączać bo wtedy nie mógłby latać cały czas na swojej kochanej ważce. Jedynie słyszał o nich plotki, jacy to oni są silni, odważni i jak katorżnicze treningi przechodzą.
Niebieskowłosa wróżka wybrała się na małą wycieczkę, w końcu kiedyś trzeba było rozruszać swoje skrzydełka! A nie chciało jej się iść, zajęłoby to znacznie więcej czasu i bardziej by się zmęczyła. A latanie? Było mało czasochłonne, zdecydowanie szybszy sposób transportu niż nogi. Była bardzo głodna, a słyszała, że gdzieś tu znajduje się świetna restauracja o dość nietypowej i mięsnej nazwie, podczas gdy mięsa szef kuchni nie oferował wcale. Podobno była popularna i miała bardzo dobrą opinie. Więc czemu Lovely miałaby się tu nie zatrzymać? Widząc dach restauracji, uśmiechnęła się sama do siebie po czym machnęła kilka razy skrzydełkami, zniżając lot. W końcu po chwili udało jej się dotknąć ziemi. Stanęła przed wejściem do restauracji, po czym weszła do środka. Od razu zapachniało jej pysznymi obiadami! Sam zapach był bardzo intensywny i ładny, poruszał bardziej jej brzuszek w którym rozległo się burczenie. Jej żołądek domagał się czegoś do jedzenia. W sumie to było dość sporo osób, a w chwili obecnej jedyne wolne miejsce, które dostrzegła znajdywało się obok dwóch chłopaków. Jakiegoś białowłosego i czarnowłosego, no cóż będzie musiała się do nich dosiąść. W końcu też chciała zjeść! Zamówiła oczywiście kilka truskawek i z dwie jagódki, po czym podeszła do stolika. - Cześć, mogę się do was dosiąść? Wiecie, nigdzie indziej nie zauważyłam wolnych miejsc, a chcę zjeść obiad jak normalna osoba, dlatego pytam. Więc jak? Zapytała prosto z mostu, tym swoim melodyjnym i miłym dla ucha głosem. Lustrowała uważnie chłopaków, patrząc to na czarnowłosego, to na białowłosego. Może się zgodzą. A jak nie to będzie jadła najwyżej na podłodze, pod ścianą. Co prawda nie miała na to najmniejszej ochoty. Ale czasem jak trzeba, to trzeba. Miała nadzieję, że jednak się zgodzą.
Akurat nie zwracał aż takiej bacznej uwagi na czym siedział, zresztą przy jego posturze wystarczy nawet coś lichego, też wytrzyma. Zlustrował rozmówcę wzrokiem, ale niezbyt nachalnie, zaraz potem przeniósł wzrok na barmana który do nich zmierzał. Do pytań o wygląd przywyknął więc nie miał za złe białowłosemu, spodobała mu sie natomiast jego bezpośrednie podejście. Pokiwał przecząco głową. - Mam je od urodzenia, to coś w rodzaju znamienia. - wyjaśnił. Wtedy też obie porcyjki wylądowały na swoim miejscu - Smacznego - zawołał prawie w tym samym czasie i wziął pierwszy kęs ładnie pachnącego dania. Pychotka. na pytanie o treningi skinął głową - To też mamy być najlepsi więc nam nie odpuszczają. Gdy kręciłem się po ulicy byłem głodny, a te zapachy jeszcze bardziej spotęgowały głód. - Miał jeszcze coś dodać kiedy podeszła do nich kolejna osoba. Odruchowo podniósł wzrok i spojrzał na dziewczynę jak zbity szczeniak. Ni oszukujmy się był facetem, a niebieskowłosej ślicznotce niczego w urodzie nie brakowało. Nie żeby miał powodzenie czy celowo się uganiał, ale natury się oszukać nie da. Pierwsze wrażenie potrafi jednak zwalić człowieka z nóg. Otrząsnął się jednak szybko, może nie było tego aż tak widać i zerknął na wolne miejsce. Faktycznie zrobiło się tłoczno, nawet tego nie zauważył. - Z mojej strony żaden problem - odparł i skinął wymownie w stronę białowłosego.
Cóż, białowłosy wchłaniał swoją potrawę i słuchał Elviara, który zaczął opowiadać o Oddziale Elitarnym i własnym głodzie. Lubił poznawać ludzi, byli ciekawi zatem ucieszony, że poznał tak unikatową osobę wymyślał już kolejne pytania. Głównie ciekawiły go osy, które ujeżdżali. Nie był zawodowym treserem, a raczej z pasji dlatego nie wiedział jakie rzeczy mają wpoić temu "wierzchowcowi", by nadawał się do ujeżdżania. Jakoś taka produkcja os do jazdy nie trafiała do niego. On kochał owady zatem zwykłe wykorzystywanie ich nie podobało mu się. Nie do tego stopnia, by mieć uprzedzenia. Jakoś trzeba było się bronić w razie czego, ale zwyczajnie jak nie musiał on sam tego robić, to nie miał zamiaru zaczynać. Jadł i słuchał, aż nagle czarnowłosy przestał mówić. Ray nie podnosząc wzroku myślał, że ten zwyczajnie również przegryza i opowiada zatem nie zauważył przez chwilę stojącej obok nich niebieskowłosej Firyaenki. Dopiero po chwili, gdy odezwała się przerwał jedzenie i spojrzał na nią. Oczy, aż szerzej mu się otwarły widząc ją. Myślał, że gałki za chwilę wypadną tak był zdziwiony. - Taka piękna... - pomyślał krótko, a z pozycji siedzącej jego głowa była na nieco innej wysokości i dostrzegł też jej obfitą klatkę piersiową. Blada skóra Raya poczerwieniała od lekkiego zawstydzenia. Był śmiały, ale miał mało kontaktów z płcią piękną, gdyż ta zwyczajnie niezbyt pozytywnie reagowała na jego żywiołowy charakter zatem łatwo też było go zawstydzić. Szczególnie takim widokiem. Uśmiechnął się obnażając swoje białe ząbki. - Pewnie! Siadaj. Możesz nawet ze mną. - odparł klepiąc się po kolanie lewą ręką i zaśmiał się lekko. - Żartuje, żartuje. - dodał po chwili, by nie wzięła go za jakiegoś marnego podrywacza czy innego. A gdyby się zgodziła? Pewnie zmieniłby kolor karnacji na czerwony jak dojrzałe truskawki w sile pory. - Jak się nazywasz? Ja jestem Ray, a ten interesujący człowiek to Elviar - pozwolę sobie przedstawić. - powiedział podając dłoń. Białowłosy każdemu podawał dłoń do uścisku. Żołnierzom, siostrom, kolegom i panienkom zatem w tej sytuacji postąpił podobnie. - Miło poznać. - dodał po chwili i zaczął jeść dalej. Miał dzisiaj szczęśliwy dzień. Poznał ciekawego żołnierza Oddziału Elitarnego oraz niebieskowłosą piękność, która chyba miała skrzydła... nie przyjrzał się. Zatem była Firyaenką? To tak jak Nei. - Ciekawe jaką porą się opiekuje... - zastanowił się chwilowo nie przerywając wchłaniania już końcówki jego ukochanej potrawki.
Nie przysłuchiwała się ich rozmowie, to znaczy... Słyszała fragment ich rozmowy, nie wiedziała o co chodziło i nawet się nie zastanawiała. Przecież to nie była jej sprawa. Poza tym, nawet ich nie znała. Fakt faktem, była bardzo ciekawska, ale nie chciała być upierdliwa i się dopytywać. W końcu trzeba zrobić dobre wrażenie, a najwidoczniej, widząc minę chłopaków - swoim wyglądem zrobiła na nich bardzo dobre wrażenie. To ich zaskoczenie, mieszane z takim "wow", faceci. Nie miała im oczywiście tego za złe, po prostu się uśmiechnęła, nic się nie stało. Wiadome, że nie miało się wpływu na to jakich nas natura stworzyła. A mężczyźni? Byli specyficznymi istotami. Uśmiech nie znikał ani na chwile z jej twarzy, trafiła na bardzo sympatycznych przedstawicieli łci przeciwnej, w dodatku przystojnych. Nie miała na co narzekać. Słysząc słowa czarnowłosego chłopaka, spojrzała na niego. - Dziękuję bardzo, to miłe. Powiedziała, i wtedy odezwał się drugi chłopak z lekko zaróżowionymi policzkami. Ojej, czyżby się zawstydził? Jak uroczo! Bardziej się zdziwiła, gdy chłopak rzucił jej propozycję by usiadła na jego kolanach. W sumie, czemu by nie. W końcu najwygodniej jest na męskich kolanach, co nie? Zaśmiała się cicho. - Wiesz, Ray. Bardzo chętnie bym skorzystała z tej propozycji, ale to może później, jak już zjesz w spokoju swój obiad. Nie chcę Cię rozpraszać. Powiedziała, rzucając mu zadziorny uśmiech. Lubiła tego typu rozmowy i propozycje, były bardzo kuszące. - Na imię mi Lovely, bardzo miło was poznać. Słyszałam, że mają tu bardzo dobre jedzenie, więc się tu pojawiłam. Odparła na przywitanie, ściskając lekko dłoń Raya, który podał jej rękę. Dziewczyna zajęła miejsce pomiędzy Elviarem i Rayem. Jeszcze chwilę musiała poczekać, w końcu barman przyniósł jej kochane truskawki. Dziewczyna zaciągnęła się ich wonią. - Tak ślicznie pachną! Powiedziała podekscytowana. Uwielbiała truskawki, dlatego też ich zapach wywierał na niej aż takie reakcję i wiele innych emocji, takich jak radość, zachwyt i tak dalej. Po chwili wzięła w drobne rączki nóż i widelczyk, krojąc jedną z truskawek i wkładając jej kawałek do ust. yły pyszne! Musiała przecież spróbować. - Tak w ogóle, to życzę Wam smacznego. Powiedziała, zerkając to na jednego, to na drugiego pana. Niebieskie włosy przerzuciła na jedno ramię, by nie wpadały jej do jedzenia i nie przeszkadzały.
Elvier nie był aż tak wygadany. Ciężko powiedzieć czy to była zaleta czy wada: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ale zdaje się, że nie tylko na nim zrobiła takie piorunujące wrażenie. Posłał dziewczynie słaby uśmiech i walczył ze sobą by nie gapić się na nią jak jakiś idiota. Gdy Ray ich przedstawiał w międzyczasie skubnął kolejną porcję jedzenia starając się myśleć o tym co ma na talerzu, co było z lekka trudne. Powoli robił się już syty, jak to wszystko zje, to wyjdzie z lokalu w ślimaczym tempie. Jeszcze raz spojrzał na dziewczynę i gdy mówiła przyjrzał się jej ciut dokładniej. Dostrzegł jej skrzydełka czystym przypadkiem, normalnie raczej nie widzi w odcieniu niebieskiego. Zachichotał cicho kiedy skomentowała propozycje Reya mało się przy tym nie krztusząc. Zdaje się, ze dziewczyna miała charakterek, ale to było tylko zwykłe przypuszczenie. Widząc gdzie chce siąść przesunął się odrobinę w bok by zrobić jej więcej swobody. - Miło Cię poznać. Tak, mogę potwierdzić, że mają tu pyszne jedzenie - zgodził się, choć sam był tu pierwszy raz - Smacznego - zawtórował i wrócił do swojego posiłku.
Z jakimi ludźmi najlepiej się dyskutowało Rayowi? Z wygadanymi, którzy potrafili ze śmiałością odpowiadać. Ale takich lubił wyjątkowo do czasu, aż nie stawali się bardziej wygadani niż on, kiedy nie zaczynali go zaginać. Panna Lovely swoim pozytywnym odebraniem propozycji chłopaka właśnie nieco go uciszyła, ale tylko gdzieś w głębi - nie był tak prostym celem. Poniekąd wizja trzymania tak uroczej damy na kolanach była marzeniem sennym, ale z drugiej strony zawstydzenie jakiego, by dostał mogłoby postawić go w innym świetle niż się prezentował normalnie - jako wyjątkowo śmiały młodzieniec. W takich chwilach nienawidził swojej jasnej karnacji, która zdradzała jego speszenie. Ogólnie on cały zdradzał natychmiastowo swoje emocje, był zbyt żywiołowy. Podziwiał jednak Elviara, po którym było widać, że potrafi się opanować. Był w Oddziale Elitarnym, to wzór do naśladowania dla innych mężczyzn. Z nim też przyjemnie, by się gawędziło szczególnie o sprawach dotyczących Armii, gdyż oboje w tym temacie siedzieli. Ray mimo swojego speszenia postanowił odpowiedzieć niebieskowłosej. - Dobrze, moje kolana są zawsze wolne dla Ciebie. - powiedział z uśmiechem i pokiwał głową twierdząco słysząc kolejne słowa. Oparł się wygodnie spoglądając na tłum ludzi, który zapełnił restaurację. - Jestem tutaj stałym bywalcem. Miejsce to strasznie popularne się stało ostatnimi czasy. Jedzenie dobre, całkiem tanie, a lokalizacja też miła. Wystrój przyjemny i aromaty kuszące. Czego chcieć więcej? - zapytał jakby rozmarzony, ale nagle wpadł w zadumę, przymknął jedno oko i zastanowił się chwilkę. - W sumie mogliby dawać większe porcje... - dodał i wrócił do jedzenia. - Dzięki i smacznego. - odparł na jej słowa kończąc już swoją potrawkę. Połączenie smaków słodkiego z kwaśnym było wspaniałe. Niby Ray preferował znacznie bardziej kwaśny, ale maliny były wyjątkiem. Maliny były ideałem! Podobnie jak kolor niebieski i fioletowy. Oczy i włosy Lovely były niebieskie co wyjątkowo mu się podobało. Może nawet bardziej niż cała jej sylwetka. - Może to królowa?! - pomyślał nagle zupełnie zapominając o wszelkich informacjach o prawowitej władczyni. - Nie... Królowa Wybrana jest przecież Erudianką. - ocknął się dojadając i odsuwając talerz kawałek od siebie. Złapał za drewniany, zdobiony malowidłem kubek z wodą i opróżnił go kilkoma głębokimi łykami. - Ahh! Pyszne. - powiedział zadowolony jak nigdy rozsiadając się na krześle wygodnie. Westchnął głęboko. Dzień był piękny. Spoglądnął na siedzącą damę i chwilkę się przyglądał zanim otworzył usta. - Jesteś Firyaeni prawda? Bo nie chcę jakoś się wiercić spoglądając czy masz skrzydła, a stąd nie widzę. Widzisz Elviar? - najpierw patrzył na nią, a później spojrzał na czarnowłosego. - Ale mamy dzisiaj szczęście, zjeść z tak uroczą panną. - powiedział do niego i zaśmiał się lekko.
Musiała się z tym zgodzić. Im śmielsi i bardziej otwarci ludzie, tym więcej radości z rozmowy. Lovely nie umiałaby wytrzymać długo w milczeniu. No nie licząc tych dni, w których miała zły, czy też beznadziejny nastrój. Czasem każdemu zdarzał się kiepski nastrój, to było normalne. Ale mając dobry humor nie wyobrażała sobie siedzenia cicho. Zdecydowanie bardziej lubiła towarzystwo wygadane, można było poruszyć wiele tematów, pośmiać się i tak dalej. A przecież śmiech to zdrowie, w sumie tak samo jak seks. Ale nie będę teraz porównywać jednego z drugim. Dziewczyna również, tak jak jej towarzysze, jadła zawzięcie truskawki. Przez chwilę się nie odzywała, całkowicie skupiona na talerzu i owocach, które na nim leżały. Uniosła głowę, słysząc wypowiedź Ela. - Elviar, bywałeś już tu, czy to też jest twój ,,pierwszy" raz? Nie skupiajmy się na tym, jak to brzmi po dłuższym zastanowieniu. A no i podobają mi się Twoje kreski pod oczami, są intrygujące. Rzekła po chwili. Nie, to nie miało brzmieć dwuznacznie, mimo, że trochę tak brzmiało. Przynajmniej jak dla niej. Nie to, że była zboczona, czy coś. Po prostu jakoś tak jej się powiedziało. - To jak będziesz chciał oddać swoje kolana pod moją opiekę, to daj mi znać. Wiesz, rezerwacja musi być. Odparła na słowa chłopaka, słuchając uważnie co ma jeszcze do powiedzenia. Oj, miała ten swój charakterek. Często mówiła coś, później zastanawiając się nad tym co właśnie powiedziała. - Czyli stały bywalec, tak? W sumie to nic dziwnego, można się porządnie najeść, nie płacąc nie wiadomo jakiej fortuny. I zgadzam się z tym, że jest tu przyjemna atmosfera. Co do porcji, jak dla mnie są akurat. Ale patrząc na was... Odparła, robiąc przerwę by móc spojrzeć na obu chłopaków. Spojrzała na nich od głów, aż do brzuchów. Ot, zobaczyła tyle na ile pozwalała jej pozycja w której się właśnie znajdowała. No tak, oni musieli jeść o wiele więcej. - No, patrząc na was to się nie dziwię, że są za małe porcje. W końcu wy, mężczyźni macie to do siebie, że lubicie zjeść dużo i dobrze. Może następnym razem proś po prostu podwójną porcję. Dokończyła. Tak, to był doskonały pomysł. Niech jedzą podwójnie, może wtedy by się najedli. Dziewczyna również dokończyła swój obiad, co prawda jej porcja była o wiele mniejsza od obiadu Raya i Ela, ale to jej całkowicie wystarczyło. Na talerzu zostawiła nawet jedną truskawkę. Przeciągnęła się na krześle, odginając się lekko do tyłu i przymykając lekko oczy. - Ach, ale się najadłam! Mruknęła, słysząc pytanie chłopaka. Otworzyła oczy i wróciła do normalnej pozycji. - Tak, masz całkowitą rację, jestem Firyaeni. A Wy? W sumie Ela jest mi trudniej rozgryźć, może mi powie do jakiej należy rasy. Jest małomówny, niech się wykaże w końcu pewnie ma dużo do powiedzenia, ale nie chce się odzywać. A ty? Nie wiem.... W sumie widziałam dużego owada na dachu, jesteś jeźdźcem? Odparła, zadając zarazem pytanie. Na szczęście siedziała na środku, więc spokojnie by móc zwrócić się do któregoś z nich wystarczyło odwrócić głowę w prawo, lub w lewo.
Tam zaraz wzór do naśladowania. Nie był ideałem też miał wady, choćby taka, ze był zamknięty w sobie. Lovely zapewne już zauważyła różnicę w ich charakterach. Jemu po prostu jakoś łatwiej było się opanować i trudniej okazywać emocje, taka miał naturę, całkowicie przeciwną do tych dwójki. No ale jakby każdy miał być identyczny to by znowu było nudno! Również skończył swoją porcje, ostatnie kęsy dojadajac z trudem. Trochę jednak przesadził zamawiajac trzy porcje, kubka z napojem nawet nie zamierzał tykać. Z drugiej strony nie miał ochoty stąd wychodzić... A niech sobie inni poczekają. Na pytanie o skrzydełka skinął głową. - Dostrzegłem gdy się odwróciła, piękne są, mają niebieski odcień - odpowiedział chłopakowi. Trochę jej zazdrościł, że sama moze latać gdzie i kiedy chce. Potem wysłuchał jeszcze dziewczyny, nie lubił komuś przerywać w połowie zdania. - Jestem tu pierwszy raz, tak samo jak Ty, ale raczej wpadłem tu przypadkiem. - odparł i oddał talerz barmanowi. Na jego wymowny wzrok sięgnął do kieszeni i zapłacił. W między czasie słuchał dalszej rozmowy. Miała rację, że tu są trochę małe porcje, ale da się to jakoś przeboleć. Owad na dachu to brzmiało interesująco. Zdaje się, że mogli by znaleźć wspólny język. Może innym razem uda im się jeszcze porozmawiać samemu, raczej wątpliwe by niebieską damę interesowały latające stworzenia. - Dziękuję. Urodziłem się z nimi więc są naturalne - wyjaśnił króciutko. - Jestem Erudianinem więc przy Tobie wypadam raczej słabo. Moja rodzina nie ma jakies konkretnej specjalizacji. A jeżeli Rey chce mówić nie mam nic przeciwko, nie jestem spod znaku gaduły - odparł spokojnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Zresztą jemu lepiej się słuchało jak mówiło.
Jako, że Ray już skończył tak obserwował tylko siedzącą z nim dwójkę i wsłuchiwał się w to co mają do powiedzenia. Co jakiś czas kiwał głową z uśmiechem nie przerywając im. Mimo, że był dosyć wybuchowym charakterem to nie lubił, gdy ktoś wtrącał mu się w słowo zatem nie czynił nigdy podobnie. Zresztą w Oddziale Zwiadowczym już nie raz mu się oberwało za rozmowy podczas musztry czy innych ćwiczeń. On zwyczajnie był gadułą i nie potrafił zamknąć swojej mordki na dłuższe chwile. Nawet nie rozumiał jak można milczeć w smutku. Nie miał gorszych dni, dla niego każdy był wspaniały i ciekawy, gdyż mógł podróżować na swojej ważce, oddawać się rzeczom, które go interesowały. W końcu zawsze robił to co lubił, na co miał ochotę. Z takim podejściem ciężko o nudę i słaby humor. Gdyby tylko wszyscy potrafili cieszyć się drobnostkami... świat byłby piękniejszy. Ale teraz też nie był zły. Zaśmiał się lekko słysząc o podwójnych porcjach i pokiwał głową jakby zaprzeczając. - Ja tak dużo nie jem, dwie porcje byłyby raczej przesadą. Półtora to chyba w sam raz. - odparł i spojrzał ile klejnotów wyciąga Elviar, kiwnął głową wskazując na niego. - Ale nasz kolega z Oddziału Elitarnego potrafi sobie dobrze zjeść chyba. - powiedział z uśmiechem i założył dłonie za głowę usadzając się w ten sposób jeszcze wygodniej. - On spali wszystko na treningach, ja nie mam zbytnio okazji. Oprócz własnych wygłupów oczywiście. - dodał ze śmiechem. Pół dnia latał na swoim owadzie, a drugie pół spędzał biegając gdzieś, skacząc po liściach i dachach. Za to ostatnie często mu się obrywało. W sumie od dzieciństwa lubił biegać po różnego rodzaju wysokich miejscach przez co dachy sąsiadów były nadzwyczaj kuszące. Ile razy dostał po tyłku za to od ojca i właśnie sąsiednich rodzin. Ciężko zliczyć, ale czy to go czegoś nauczyło? Oczywiście! Szybciej biegać! Nie wolno dać się złapać. Niestety takim ciężkim przypadkiem był Ray, nie dało się mu przemówić do rozumu. Zbyt uparta jednostka. Słysząc potwierdzenie jego domniemań o rasie Lovely podniósł się lepiej i przechylił w jej stronę, by ujrzeć skrzydła. Ciężko było dokładnie dostrzec, ale ujrzał właśnie niebieskie atrybuty Firyaenów, o których mówił Elviar. - W rzeczywistości wspaniałe! - podniósł głos w zachwycie i usiadł normalnie. W jego przypadku nawet wolał podróżować na owadzie. Więź jaka tworzyła się między nim, a tym zwierzakiem była wspaniała, pozwalała na więcej niż zwyczajne posiadanie własnych skrzydełek. Zresztą Ray kochał szybkość, a on w swoim oddziale był chyba najszybszy. Podwójna para niezależnych skrzydeł żagnicy zielonej umożliwiała mu poruszanie się z niesamowitą prędkością zachowując całkowitą ciszę. - Wiesz Elviar, niektóre rasy mają większy potencjał bojowy, inne użyteczny, ale każde są równe. Wszystkie mają jakieś cechy, w których są lepsze i gorsze zatem nie ma tej najlepszej rasy. - powiedział co myślał, nawet nie zastanowił się długo nad tym co wypadło z jego ust. Chyba nie powiedział niczego złego, ale nawet nie miał pojęcia. Słysząc o dużym owadzie na dachu zdziwił się. - Ilin wrócił? Musiał nie być głodny... albo już coś upolowała ta bestia... - powiedział przymykając lekko oczy i zaśmiał się delikatnie, radośnie. - Ja jestem Siryanem, a ten duży owad to zapewne moja ważka - Ilin. No i zgadłaś, jestem jeźdźcem z Oddziału Zwiadowczego z drużyn zewnętrznych - czyli latam poza Królestwem Faylinn.- dodał po chwili patrząc na Lovely i przeniósł wzrok na czarnowłosego. - I już nie bądź taki skromny. Jesteś w Oddziale Elitarnym, jak sama nazwa wskazuje nie trafia tam byle kto. Powinieneś być z tego dumny. - powiedział z uśmiechem. Podziwiał go za to, dostanie się tam to nie lada wyczyn. Nagle sobie coś przypomniał, rzucił się dosłownie wzrokiem na Firyaenkę z uśmiechem. - Jaką porą roku się opiekujesz? - zapytał zaciekawiony. - Mam przyjaciółkę, która zajmuje się Mirath. Dawno jej nie widziałem... - ostatnie słowa powiedział lekko przybity, ale po sekundzie humor znów wrócił na jego twarz.
Nie mogła długo patrzeć na tą jedną, samotną truskawkę leżącą na talerzu. Pewnie chciała dołączyć do jej brzuszka i mieszkać tam razem z resztą swojej truskawkowej rodziny. Zastanawiała się przez chwilę, czy ma ją zjeść, czy zostawić na pastwę losu. Gdyby nie fakt, że siedziała w towarzystwie zapewne by do niej mówiła. Wiadome, że nic by jej nie odpowiedziała ale oj tam - kto się nad tym zastanawia. Bo na pewno nie Love. Robiła to na co miała w danej chwili ochotę, jakby chciała gadać do swojej truskawki to by gadała, w końcu nikt nie może jej tego zabronić. Uśmiechnęła się słysząc komplementy, co prawda dotyczyły one jej skrzydełek - ale były z nią związane. - Dziękuję bardzo. Jakby potrafił mówić to same by wam odpowiedziały, ale nie są na tyle zdolne. Powiedziała z uśmiechem i spojrzała na skrzydełka, którymi lekko poruszyła. Też bardzo jej się podobały. Zaraz po swoich włosach i oczach, skrzydełka był jej ulubioną częścią swojego ciała. Były bardzo ładne o ślicznym kolorze, czego chcieć więcej? Słysząc słowa dotyczące restauracji zaśmiała się. Najpierw wysłuchała Ela, później Raya. - No w sumie też znalazłam się tu przez przypadek. O tak jakoś zwróciłam uwagę na ten budynek i bum, o to jestem. A co do podwójnych porcji, no okej Ray. Ty może nie jest tak dużo, ale no właśnie, skoro Elviar należy, że tak powiem - do elity to musi jeść dużo. W końcu treningi i ćwiczenia muszą być strasznie wyczerpujące. Mi by się nie chciało, więc wow. Brawo za wytrwałość i całokształt, jestem pod wrażeniem. Odpowiedziała, patrząc na czarnowłosego. Nie miałaby siły na treningi i to wszystko, jest zbyt... Leniwa na takie rzeczy. Podziwiała jego poświęcenie. Ale w sumie, czego się nie robi dla swojej krainy, czyż nie? - Ray ma rację, wcale nie wypadasz słabo. W sumie wydaje mi się, że nawet trochę lepiej. Ale jakby nie patrzeć, każdy jest sobie równy. Nikt nie jest lepszy, ani najlepszy. Tak naprawdę ta Kraina potrzebuje nas wszystkich, by tworzyła to co tworzy. Skoro wszyscy w niej jesteśmy i wszyscy ją tworzymy, to każdy z nas jest na tym samym poziomie. Jesteśmy jedną wielką społecznością, która przyczynia się do tego, że jest tu tak ślicznie i przyjaźnie. Odparła zgodnie z prawdą. Nie czuła się lepsza, i nigdy czuć się lepsza nie będzie. Każdy jest każdemu równy, dlatego nie ma sporów. - Och, czyli to Twoja ważka? Jak miałam zamiar się tu zatrzymać, to zdążyła podlecieć. Znaczy, on zdążył. Jest ogromny, na szczęście to nie osa, nie lubię os i szerszeni, są straszne. Domyśliłam się, to też ważna rola. Odparła. No proszę, czyli ten owad miał swojego właściciela a tym właścicielem jest Ray - chłopak, który proponuje dziewczynom swoje kolana. Nie powiedziała nic na skromność czarnowłosego, po prostu przytaknęła. - Zgadzam się. No właśnie, nie wszyscy mogli się tam dostać - byle kogo nie przyjmowali. Chwilę później usłyszała pytanie, najwidoczniej było ono skierowane do jej osoby. - Jaa? A no tak, ja się zajmuję Nimmeth. Wiesz pomagam kwiatom, budzę zwierzaczki i takie tam. - Odparła z uśmiechem. Co do przyjaciółki Raya, wiedziała o kogo chodzi w końcu każdy ją zna. - Oj tam, przecież się z nią spotkasz. Rzuciła z uśmiechem, patrząc na talerz. W ostateczności wzięła ostatnią truskawkę i włożyła do ust.
Elviar Elitarny Żołnierz
Liczba postów : 14 Join date : 01/12/2014
Temat: Re: Restauracja pod małym króliczkiem. Czw Gru 04, 2014 12:13 am
Na widok znikających klejnotów w kieszeni barmana westchnął cicho. Spali jak się doczłapie do placu treningowego, albo raczej doczłapie się do swojej osy która została w swoim domku. Z ta więzią chłopak miał rację, można było stworzyć niepowtarzalny duet, ale jeżeli ktoś się nie zgada z owadem to może zaboleć. Przymknął oczy na wspomnienie o swoim wypadku, tyle szczęścia, że niewiele pamiętał z momentu upadku. Ale i tak po cichu marzył o własnych skrzydełkach. Mógłby zamieszkać w drzewie, nie musiałby wtedy biegać po schodach i w ogóle było by prościej. No ale nie ma tak dobrze, coś za coś nie ma skrzydełek to ma pasiastego owada, chociaż nie był jego własnością. - Masz rację, każda rasa jest inna, każdy owad ma też charakter. To nie zmienia faktu, że sam chciałbym mieć skrzydełka - przymknął jedno oko przechylił głowę i spojrzał na skrzydełka dziewczyny. Nawet fajnie wyglądał klient na drugim końcu lokalu nałożony na niebieski filtr. - To daje niezależność i swobodę - Rozmarzył się trochę, ale zaraz wrócił na ziemię i do swojej normalnej pozycji Na wzmiankę o byciu w elitarnym oddziale spojrzał na przepaskę. Nawet o niej zapominał, przypominała się zazwyczaj sama, gdy się poluzowała i przeszkadzała. Wysłuchał jednak dalej tego co Lov miała do powiedzenia. Aż ciężko było się nie zgodzić z tym co mówiła. A zmiana tematu nawet mu odpowiadała. - Masz absolutną rację są wady i zalety. Bez barmana nie mielibyśmy obiadu, bez krawca chodzilibyśmy pewnie nago, bez zmian pór roku była by katastrofa, a bez rozmowy z owadami te pewnie by nas już dawno zjadły - posumował. Jak sie głębiej nad tym zastanowić to wszyscy tworzyli mały trybik w maszynie jakim było to miasto. Natomiast na wzmiankę o osach i szerszeniach zaśmiał się. - To dobrze, że nie wziąłem ze sobą swojej osy, bo tak byśmy Cię nie poznali - dodał trochę rozbawiony. O ile z ważką by się jakoś dogadała to pewnie nie było by tu tyle ludzi. Można też pominąć kwestię, że był w cywilu, a jego dowódca nie miał w nawyku dawania owadów dla samej przyjemności.
Ray Książę Ważek
Liczba postów : 51 Join date : 28/11/2014
Temat: Re: Restauracja pod małym króliczkiem. Czw Gru 04, 2014 12:45 am
Do Raya również podszedł barman, czyli sam właściciel lokalu. Zabrał jego talerz i kubek po wodzie czekając na zapłatę. Białowłosy już bardzo dobrze wiedział ile kosztuje taki zestawik. Zamawiał go często więc zapamiętanie ceny nie było problemem. Wyciągnął z kieszeni mały mieszek z klejnotami i z niego odliczył odpowiednią kwotę, którą wręczył mężczyźnie. Ten podziękował i odszedł, a chłopak zawiązał swoją sakiewkę i wcisnął ją z powrotem do spodni. Słysząc wypowiedź Elviara pokiwał głową w zgodzie. - Racja, posiadanie skrzydeł byłoby całkiem wygodne. Mógłbym wtedy polatać razem z moją ważką! Tak, że razem... ale osobno... rozumiecie? - często zwyczajnie gubił się w tym co chciał powiedzieć. Ubieranie w słowa wszystkich swoich wybujałych myśli nie należało do najprostszych zadań. No i w tym przypadku mu niezbyt szło. Słysząc kolejny wywód Elviara zaśmiał się głośniej niż zwykle i kiwnął głową na Lovely dając znak czarnowłosemu, by na nią spojrzał. - Nie wydaje Ci się, że życie bez krawców, a więc zgodnie z Twoją myślą - nago, byłoby ciekawe? - powiedział półgłosem i zaśmiał się znów kiwając dłońmi jakby chciał coś od siebie odpędzić. - Nie mogłem się powstrzymać. - dodał spoglądając na nią i jakby usprawiedliwiając swoją wypowiedź. Później wsłuchiwał się co niebieskowłosa mówi na temat ważek i os oraz szerszeni. On kochał wszystkie owady, ale nie każdy musiał. Zrozumiała sprawa. Bardziej zainteresowało go zmaganie się z określeniem jego "wierzchowca". - Wiesz, też mam problem z tym, bo niby to jest ta ważka, ale to on - Ilin, widać to nawet po ubarwieniu zatem to jest... ten ważek? Dziwnie brzmi... Wolę mówić w obu formach. Jeżeli mówię jako o Ilin to jest ten, a jeżeli jako o ważce to jest ta. I problem z głowy. - wytłumaczył metodę z uśmiechem nie wiedząc dlaczego to mówi. Kogo obchodzi to jak powinno się zwracać do ważek? No oprócz niego oczywiście. - Masz rację. Dzisiaj mamy wyjątkowe szczęście, bo gdybyś wpadł tutaj na osie to ominęłaby nas ta znajomość. - odpowiedział patrząc na Elviara, by wrócić znów do Lovely. - Hmmm... znacznie normalniejsze zajęcie niż to Nei. Ona śpiewa na tym święcie co nadchodzi. Niby robi to pięknie, ale co to za robota jak Służebnice Nimmeth muszą się tyle nalatać? - powiedział jakby zamyślony i zaśmiał się po raz kolejny. - Spotkanie z nią nie jest takie proste. Znika gdzieś, a na święcie jest zbyt oblegana, by do niej dotrzeć. Może gdzieś ją wypatrzę z lotu. - dodał po chwili i spojrzał na sufit pomieszczenia jakby zamyślony. - Jaka jest pora roku teraz? Nimmeth... tak, Nimmeth przecież jest. - czasami jego umysł sam go załamywał. Proste informacje ukrywały się niczym mrówki przed deszczem i czasami takie oczywiste sprawy potrafiły zająć mu chwilę zanim je zrozumiał lub przypomniał sobie. - W sumie jest środek Nimmeth zatem robota chyba skończona, prawda? - zapytał upewniając się zwyczajnie. Może jeszcze czegoś nie zrobiono i będzie mógł to dostrzec. Rzucił nagle wzrokiem na Elviara, jego też chciał coś zapytać. - Osy, które ujeżdżacie... możecie na nich latać poza służbą? - w sumie interesowało go to od początku, ale nie miał kogo zapytać. Czy Oddział Elitarny ma prawo wykorzystywać je poza służbą jako środek transportu. Z jednej strony to pomysł głupi bo nie po to są trenowane, ale z drugiej wspaniały - więź się wzmacnia, a owad przyzwyczaja zatem są efektywniejsi.
Lovely Służebnica Nimmeth
Liczba postów : 18 Join date : 02/12/2014
Temat: Re: Restauracja pod małym króliczkiem. Czw Gru 04, 2014 9:25 am
Jak już przyszedł barman to i od niej zabrał talerz. Dziewczyna wyjęła tyle ile powinna i podała mu je. Barman uśmiechnął się i schował diamenty do sakiewki, tą zaś schował do kieszeni. Na szczęście nie musiała tu pracować. Użeranie się z niektórymi gośćmi, potrafiącymi upić się miodem było co najwyżej... Żenujące i czasochłonne. Takim nie da się przemówić do rozsądku bez stosowania różnych, dziwnych metod. Prędzej by na nich nakrzyczała, niż grzecznie porozmawiała. A kultura była tutaj wymagana, w końcu gdyby nie klienci nikt nie miałby pracy. Słuchała uważnie wypowiedzi chłopaków, dotyczących skrzydeł. Czyli oni chcieli mieć skrzydełka, ale nie mieli. każdy chciał je mieć z innego powodu. El chciał czuć się wolny, a Ray latać u boku swej ważki. Jakby miała swoje latające zwierzątko też pewnie by tak robiła. Nie zastanowiła się nad tym jakby wyglądało życie bez ubrań, wszyscy by zamarzli. Już miała coś powiedzieć, ale cóż - zawstydziła się na słowa Raya. Na jej bladej skórze pojawiły się wypieki, a ona spojrzała na stoliczek. - Bez ubrań...? Ale... byłoby zimno. No jakbym była z kimś w związku to ten chłopak mógłby mnie ogrzać. Ale tak bez tego? To ani rusz. Odparła i zachichotała słysząc jak Ray się zaśmiał. Chwile później chłopak wspomniał o robocie swojej przyjaciółki. - No ja też tego nie rozumiem. Fakt faktem, że głos ma ładny. Ale co poradzić? Każdy ma jakąś swoją rolę i zajmuje się czymś innym. Odparła z uśmiechem, po czym spojrzała na Ela. - Tak, bardzo dobrze, że jej nie wziąłeś. Jestem ci za to wdzięczna, tak to bym uciekła. Rzekła i się zaśmiała. Ale była poważna, wtedy by od razu uciekała gdzie pieprz rośnie. Chwilę później Ray znów przemówił. - Tak, w chwili obecnej tak. I jestem z tego dumna, bo wreszcie miałam chwilę na odpoczynek! Zawołała podekscytowana. Oj bardzo cieszył ją ten fakt. Wszystko już obudzone, kwiaty urosły, na dworze jest słońce - idealnie. W końcu każdy był szczęśliwy. Rumieńce dziewczyny już zniknęły z policzków, znów była pewna siebie i swojego zdania.
Elviar Elitarny Żołnierz
Liczba postów : 14 Join date : 01/12/2014
Temat: Re: Restauracja pod małym króliczkiem. Czw Gru 04, 2014 11:48 am
Oj propozycja chodzenia nago była jak najbardziej kusząca, chociaż w chłodniejsze dni byłby z tym problem... Z drugiej strony każdy ubierał się inaczej wedle własnego uznania i to sprawiało, że świat i był bardziej zróżnicowany. No i krawiec miał pracę... - O ciepłej porze to byłby fajny pomysł, ale w czasie chłodu rekordy popularności biły by kominki - stwierdził luźno. Zerknął mimochodem na barmana który wziął zapłatę za swoja usługę. I tak nie miał aż tak złej roboty, karczmarz miał o wiele gorzej. Ten tu nie musiał się przynajmniej użerać z pijanymi gośćmi, ani liczyć dodatkowych kosztów za zniszczone krzesełka, albo stoliki. Zaśmiał się kiedy chłopak mówił na swój pokręcony sposób, ale załapał co miał na myśli. - A co byś powiedział na wyścig ze swoim owadem ? - dorzucił luźną propozycję. Kiedy mówili o swojej towarzyszce nie odzywał się, po prostu nie był w temacie. nawet nie wiedział jak ta osoba wygadała, wiec lepiej nie robić z siebie debila. Słuchał za to z zainteresowaniem rozglądając się po zatłoczonym pomieszczeniu. Co rusz kos zjawiał się nowy klient. Na pytanie o osę poklecił przecząco głową. - Niestety nie, tylko w jakiś poważniejszych sytuacjach dowódca przymyka oko, ale dzieje się tak stosunkowo rzadko. Dlatego jak chcę polatać to muszę poszukać sobie innego owada. - Odparł. Elvier jednak nie miał innego "wierzchowca" jakoś był przyzwyczajony do stąpania po ziemi, kontakt z owadami miał tylko podczas szkoleń, a teraz z osą podczas służby. Nie to, że nie lubił zwierzaków, to była raczej kwestia przyzwyczajenia. Przeniósł wzrok z chłopaka na dziewczynę. - Wiesz cieszę się, że mogliśmy Cię poznać. Jesteś interesującą osóbką, a tak sporo by nas minęło. Nie mówiąc o barmanie, któremu też pewnie bym wypłoszył połowę chętnych - powiedział zgodnie z prawdą, przy ostatnim zdaniu uśmiechając się niewinnie. Miło mu się gawędziło we trójkę, nawet jak spotkali się tu przypadkowo.
Ray widząc jak Lovely się czerwieni uśmiechnął się tryumfalnie. Był dumny ze swojego osiągnięcia, bo wiedział już mniej-więcej, że w takich kwestiach niebieskowłosa jest dosyć podobna do niego i lubi być dominującą stroną w rozmowach. Najpierw sam wygląd zawstydził chłopaka, lecz teraz sprawił swoimi słowami, że panna Love zarumieniła się. Dokonanie tego w dyskusji z tak śmiałymi osobami było dla niego nie lada pochwałą. Pokiwał głową słuchając co mówi Firyaenka i Elviar, a następnie uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby wpadł na genialny pomysł. - Właśnie znaleźliście rozwiązanie. Gdy byłoby zimno ludzie przytulaliby się, ogrzewali własnym ciałem. Ile wtedy byłoby miłości w królestwie! Nikt nie poczułby się samotny. - powiedział i zaśmiał się kiwając po raz drugi ręką jakby odganiał puszek sprzed twarzy. - Wyobraźnia, wyobraźnia. - skwitował sam siebie i westchnął lekko. Zdarzało mu się czasami zbytnio bujać w obłokach i teraz był właśnie jeden z takich momentów. Nieco perwersyjny mimo, że Ray raczej nie był z tego typu ludzi, zwyczajnie jego śmiałe podejście czasami stawiało go w takim świetle i nic nie mógł z tym zrobić. Słysząc kolejne słowa Lovely spojrzał w sufit jakby zastanawiając się chwilkę zanim coś powiedział. Rzadko mu się to zdarzało i wcale nie było myśleniem nad kolejnymi słowami, a raczej formułowaniem zdania, które bez zastanowienia zostanie wygadane z prędkością wiatru podczas Haleth. - Praca dosyć ciężka, a wynagrodzeniem jest widok Nimmeth w pełni sił. No i własna satysfakcja... wolę jednak być Siryanem i latać na Ilin. Firyaeni muszą być zbyt pracowici... to nie byłoby dla mnie. - odparł dokonując szybkiego porównania siebie w tym zawodzie. Odpowiedź Elviara nie zdziwiła go jakoś bardzo, tak przewidywał, że nie pozwalają im latać na osach poza służbą. Osy to już nie ważka, która stosunkowo jest niegroźna, żądło tej żółto-czarnej bestii było niezbyt przyjemnym widokiem, a co dopiero przeżyciem z bliska. Lepiej nie ryzykować. Była jeszcze jedna kwestia, którą niechcący zignorował - wyścig ze swoim owadem. Kusząca propozycja, ale raczej zwycięzca był wiadomy od początku. - Co do ścigania się z Ilin... żaden Firyaen nie ma szans z ważką. To jeden z najszybszych latających owadów, a mój okaz nie jest byle jaki. Wspólne treningi sprawiły, że bez pasażera nie ma sobie równych nawet w porównaniu z innymi ważkami. Ale potencjału bojowego nie mamy, ani trochę. Ani ja nie potrafię walczyć podczas lotu, ani Ilin nie jest jakiś uzbrojony, by atakować. - powiedział z uśmiechem. Lubił w ich duecie właśnie to, że mogli wymigać się od każdej bójki swoją prędkością pozostawiając frustrata za sobą. Wspaniałe uczucie. - Tak w ogóle to ile macie lat? Bo ciężko to poznać... wszyscy tutaj wyglądają wiecznie młodo. Ja mam siedemnaście lat... i mieszkam teraz tutaj. - odparł przeciągając się na krześle i znów wsuwając dłonie za głowę.
Oj nie, wcale nie podobał jej się fakt iż się zarumieniła. Nie lubiła tego. Na ogół była pewna siebie, wygadana i strasznie śmiała, czasem aż za bardzo śmiała. Ale żeby się rumienić? Nie, nie pasowało jej to. Na szczęście róż zniknął z jej policzków tak szubko, jak się pojawił. - No nie, bo każdy miałby się do kogo przytulić. Aczkolwiek, jakby zjawił się ktoś kto nie rozumie czegoś takiego, pewnie uznałby to za jakąś wielką grupową orgię. To nieco dziwne, gdy jest tyle osób bez ubrań, zupełnie nagich, zbijają się w kupki i tak przytulają. Nie wiem jak wy, ale ja bym była zdziwiona takim widokiem. Ale wiesz, w każdej chwili mogę cię przytulić, lub Ela. Przytulanie jest fajne. Odparła. Nie, nie podobał jej się ten pomysł, siedzenie nago wśród tłumu? Zdecydowanie, zbyt mało intymności i tak dalej. Co do pracy... Fakt, było to pracochłonne, ale ile dawało satysfakcji z tego, że wszystko budzi się do życia. To było takie cudowne uczucie. I było ładnie, zielono, kolorowo a nie ponuro i chłodno. Nie lubiła chłodu. Strasznie szybko marzła, więc temperatura poniżej 20 stopni nie była dla niej. - Tak, jesteśmy pracowici. Ale to dobrze, zanudziłabym się jakbym miała siedzieć cały dzień i nic nie robić. A tak to mam pracy, jak i zabawy na kilka godzin, czasem nawet dni. Więc nie muszę narzekać. Co do latania owadami... W sumie, fajnie byłoby się tak przelecieć, ale nie wiem czy bym się odważyła. Jest tu zupełnie co innego niż latanie samemu i po swojemu. Dodała. Miała takie zdanie an ten temat, no cóż. Szczerze powiedziawszy nigdy nie próbowała latać na owadzie, ale za bardzo się bała, nie ufała owadom. Może źle robiła? Cóż, najpewniej. Zamyśliła się odrobinę. Przez chwilę nie brała udziału w dyskusji, tylko się przysłuchiwała. Nie miała po co się wtrącać to po pierwsze, a po drugie popadła w zamyślenie. Z letargu wybudziły ją słowa Raya dotyczące wieku. Spojrzała na niego z lekka nie wiedząc o co chodzi, a po chwili westchnęła. - Też mam siedemnaście lat, i mieszkam tu od urodzenia, całe siedemnaście lat. Odpowiedziała, patrząc na Raya, a dokładniej na to jak się przeciągał. Cóż, ciekawy widok. Po chwili przeniosła wzrok na Ela, uśmiechając się do niego. Zastanawiała się, czy tylko ona się tu wychowała, czy nie. W sumie na ogół jak na kogoś trafiała, były to osoby nowe, nie do końca zorientowane gdzie się znajdują i po co tu przybyły. Jedni "ot tak, po prostu" a inni z tego względu iż podobno im się krajobraz i chcieliby tu mieszkać. Ile ludzi, tyle powodów - proste. W sumie było wiele powodów, lub zbiegów okoliczności, że ktoś tu się wprowadził. W końcu osobami żądzą przypadki.
Elviar widział żądło osy w akcji i nawet na manekinie z trawy nie wyglądało to zachęcająco, nie mówiąc już co czuje taki biedak. Z tego co słyszał boli jak diabli i to przez co najmniej kilka godzin, ale nie zamierza sprawdzać na sobie. Wysłuchał co mają do powiedzenia. - Nie zgodzę się. Wazka umie zawisnąć nieruchomo w powietrzu na dłuższą chwilę. Osy tego nie potrafią, będą się kołysać w powietrzu. Strzelanie z łuku na ważce jest wtedy dziecinnie łatwe. Ważki też maja piękne kolory, można na nie patrzeć godzinami, przy paru osach dostaniesz za to bólu głowy - skomentował. Te tańczące biało-żółte paski naprawdę mieniły się w oczach. Ciężko też odróżnić konkretnego owada wszystkie wyglądają podobnie. Czerwonych policzków u dziewczyny praktycznie nie zauważył. Nie zwracał uwagi na takie szczegóły po prostu. Na wzmiankę o wieku podrapał się niepewnie w tył głowy. Teraz przy nich to się poczuł trochę staro.... - Dwadzieścia dwa, też wychowałem się tutaj - odparł. Nie był pewny czy mu uwierzą na słowo jego wyglad mylił. Może jakby ściął te kudły wygladałby bardziej na swój wiek.
Białowłosy słuchał wypowiedzi Lovely na temat ubrań i orgii kiwając głową na znak zgody z nią. Cóż, miała rację. Tak bardzo rozmarzył się na ten temat, że zapomniał o tak logicznych rzeczach. Z pewnością grupa nagich osób, która się przytula nie wyglądałaby... dobrze. Niektórzy pewnie cieszyliby się z takiego obrotu spraw, ale niektórzy nie. Na dłuższą metę, po przemyśleniu wszystkich opcji Ray stwierdził, że jednak lepiej jest mieć ubrania. Przy takiej masie przytulających się można było trafić na nieciekawe osoby, łaknące nie tylko ciepła. Na końcu uśmiechnął się lekko obnażając swoje ząbki. - Zgadzam się, przytulanie jest fajne. Zatem możesz przytulić nie mnie lub Elviara, a nas obu. Po kolei. Myślę, że nikt nie ma nic przeciwko. Każdy potrzebuję lekkiej dawki przytulasów. - odparł i puścił oczko do panny Love. Oczywiście żartował, ale nie miał nic przeciwko, gdyby się zgodziła - w końcu sama zaproponowała. - Trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa i czyny! - przypomniał mu się tekst, który słyszał od rodziców i Miriam non-stop. Nigdy się do niego jakoś nie stosował, ale teraz mógł się wydawać pomocny, by wyegzekwować to, co niemal zostało mu obiecane. No cóż, nie na co dzień przytulała Cię piękna Firyaenka - trzeba walczyć o swoje. Co do pracy - chłopak był leniem w tym przypadku. Robił jedynie to co lubił zatem, gdyby znalazł sobie fach, w którym świetnie, by się bawił to zostałby zapewne pracoholikiem. On jednak kochał latać na Ilin zatem bycie zwiadowcą sprawiało, że łączył przyjemne z pożytecznym. Jakby płacono za wygłupy i robienie innym żartów to mógłby się zastanowić czy nie porzucić Oddziału Zwiadowczego. - Skoro jest to praca i zabawa to idealnie! Lepiej nie mogłaś trafić. - odparł i pochylił się znów, tym razem w jej stronę, jakby chciał coś szeptem jej powiedzieć, lecz wcale nie miał zamiaru mówić tak cicho. - A może chcesz przelecieć się na Ilin razem ze mną? Zapewniam stuprocentowe bezpieczeństwo. A jak nie wierzysz to zawsze masz swoje skrzydełka, nimi możesz wyhamować, gdybyś spadała - ale zapewniam, że to się nie zdarzy. Nie ze mną, jestem za dobry w tym. - powiedział normalnym głosem z lekko cwaniackim uśmiechem. Nie krył, że miał talent do ujeżdżania zwierząt, a ze swoją ważką był tak zgrany jak z niczym innym ani nikim innym. No może oprócz Nei - razem wpadali na durne pomysły, które były niemal identyczne. Wyprostował się w końcu i z uśmiechem spojrzał na Elviara. Miał rację mówiąc o ważkach i osach, ale umykały mu pewne fakty. - Mówisz o samych plusach ważek i minusach os. Ważki są dziwaczne, mają własne humory i jak nie są tak posłuszne jak osy. Czasami Ilin jak jest zmęczony to ląduje i muszę męczyć go przez kilkanaście minut, zanim poderwie się znów. Osy zaś mimo swojej dzikości i agresji po wytresowaniu są całkowicie uległe, mają wspaniałe żądło, które potrafi przebić jakiegoś nieszczęśnika na wylot i są niesamowicie silne. - odparł przyglądając się Elviarowi. O ile wiek Lovely nie zdziwił go, o tyle przeżyte cykle czarnowłosego już tak. Spojrzał na niego z niedowierzaniem. Mimo że zdawał sobie sprawę z progu, by dołączyć do Oddziału Elitarnego, tak nie dotarło do niego, że ten żołnierz może właśnie mieć już tyle lat. Nie wyglądał na starszego o pięć lat, to w sumie chyba dobrze. Każdy chciałby pozostać młodym na wieki. - Przepraszam za ten brak kultury panie Elviar. Zważ, że jestem jedynie młodzikiem. - powiedział pochylając głowę jakby okazywał szacunek starszemu. Oczywiście było to żartem, wyprostował się nagle ze śmiechem. - Wyglądasz równie młodo jak my. Tak mi się wydaje. Nie jedna panna pozazdrościłaby Ci starzenia się. - dodał po chwili. W końcu to płeć piękna robiła wszystko, by zachować swoją młodzieńczą urodę, figurę, wigor i wszystkie inne cechy.
Cóż, było wiele typów ludzi. Dla jednych siedzenie nago byłoby świetne, dla innych wręcz przeciwnie. A Lovely była z tych osób, które nie chciałyby spędzić swojego życia nago i bez branek. To byłoby okrutne, ale koniec tego tematu. Ucieszyła się, słysząc, że chłopak twierdził, iż przytulanie jest fajne! Energicznie podniosła się z miejsca. Skoro chcieli się przytulać, to nie było z tym problemu! - Sami tego chcieliście! Zawołała radośnie, po czym na początku przytuliła Elviara. Stała tak kilka minut mocno go tuląc, w sumie bardzo mocno. Jej to było takie miłe! Kochała przytulanie. To był taki... Przyjemny gest. - Aww, nie chcę Cię udusić! Więc teraz dam Ci odetchnąć. Rzekła do niego, po czym się uśmiechnęła i podeszła do Raya. Tak jak wcześniej, w przypadku czarnowłosego - pochyliła się i przytuliła białowłosego. Również to był raczej mocny przytulas, w końcu jakby przytulała ich leciutko to by nic nie czuli. Niestety nie miała zbyt dużo siły, ale jednak jak na tak małą i kruchą istotkę, przytulała (chyba) całkiem mocno, oczywiście nie na tyle by ich udusić. Akurat słowa dotyczące latania na ważce, dotarły do niej w trakcie przytulania. - Jasne, czemu nie. To może być ciekawe. A co do pracy, to owszem. Trafiłam idealnie. Odparła, po czym lekko się odsunęła, zaprzestając przytulania. Stanęła przy stoliczku, opierając się dłońmi o jego blat. - Skoro mówisz, że zapewnisz mi bezpieczeństwo, to lepiej dla mnie, przystanę na tę propozycję. Dodała z uznaniem. Nie znała się na owadach, więc gdy rozmawiali o ważkach i osach po prostu się nie wtrącała. Jeszcze palnęłaby jakąś głupotę i by ją uznali za jakaś idiotkę, czy coś w tym stylu. Słysząc słowa Ela, dotyczące wieku, odwróciła w jego stronę wzrok. Przekręciła lekko główkę na prawo i uważnie zlustrowała go wzrokiem. Uniosła zdziwiona jedną brew. - Ty naprawdę masz tyle lat? Niech ja się przyjrzę! Bo nie wierzę. Rzuciła, po czym nachyliła się nad czarnowłosym i ujęła jego twarz w dłonie, przyglądając mu się z uwagą. Tak, zdecydowanie dziewczyna zachowywała się dziwnie. Znaczy nie, że była jakaś nienormalna - ona po prostu najpierw robiła, później myślała. - Nie wyglądasz! Ale to i tak nie zmienia faktu, że nie jesteś wcale stary. Powiedziała, po czym wróciła do pozycji stojącej. Serio, była zaskoczona! Nie spodziewała się tego, że miał dwadzieścia jeden lat. Dałaby mu co najmniej dziewiętnaście.
Najpierw wysłuchał co ma do powiedzenia białowłosy. W sumie mogli spokojnie wyjść polatać nie miałby nic przeciwko. Nie umawiali się na spotkanie, w sumie też się nie znali...Zresztą zawsze może poczekać o ile nie pofrunęli by na randkę i nie zostawili go samego bez słowa wyjaśnienia. A jeżeli chodzi o owady to mogli by ciągnąć jeszcze dalej tą dyskusję. Ray miał w sumie racje, ale to tak zawsze było: łąka wygadała lepiej po drugiej stronie rzeki. - Już mi się nie kłaniaj bo czuje się jak dziadek – zażartował – A co do owadów wszystkie są ładne na swój sposób – oczywiście miał na myśli te w miarę ładne bo taka mucha czy termit raczej nie wygrają zawodów piękności. - Jak chcecie się przelecieć na ważce to nie ma sprawy - dodał. A pomysł z przytulaniem wcale nie był taki zły, choć zanim zdążył zareagować to Lov już się do niego tuliła. Być przytulonym przez tak piękną dziewczynę,czuł się troszkę jak maskotka, ale to było coś. I tym razem to on się zrobił czerwony jak burak, i to nie z powodu braku powietrza. Po krótkiej chwili odwzajemnił uścisk i jakoś się opanował. A w nosie, że inni się na nich dziwnie gapią, Pomysł z przytulaniem był genialny. gdy się od niego odsunęła pożałował, że nie mogło to potrwać dłużej, ale i tak było przyjemnie. O i jednak z wygładem mu nie uwierzyli. - Jesteś niesamowita Lov - przyznał. Nie tylko ładna, ale miała tez fajną osobowość, co dla niego liczyło się bardziej. Kiedy złapała go za policzki dał się grzecznie obejrzeć - Dziękuje, a niestety nie znam sekretu wiecznej młodości - odparł z udawanym smutkiem - Wy też nie wygadacie na swój wiek, dałbym Wam spokojnie ze dwa lata mniej. - dodał uprzejmie.